Zarząd wspólnoty mieszkaniowej – brzmi całkiem niewinnie. Kilka osób z klatki schodowej, trochę społecznej energii, parę spotkań w roku. A potem przychodzi proza życia: pęknięta rura, zalany pion, pożar w piwnicy, wichura zrywa dach. I nagle okazuje się, że ci „sąsiedzi z zarządu” stoją bliżej zarządu spółki akcyjnej niż komitetu osiedlowego. Bo wspólnota to dziś mała organizacja z dużą odpowiedzialnością: prawną, finansową, wizerunkową. A mimo to decyzje o setkach tysięcy złotych często podejmuje się… „po znajomości” albo „tak jak w zeszłym roku”.